Za co znielubiłam Chińczyków

Na początku umówmy się – łączenie podróżowania z pracą etatową boli. Nie można sobie pozwolić na beztroskie kilkumiesięczne tułanie się po dalekich rejonach. Tym samym nie można poznać zarówno danego kraju, jak i ludzi go zamieszkujących na tyle, by tego rodzaju tekst był tekstem w pełni sprawiedliwym. Ustalmy również, że ludzie są różni, więc ażeby taki tekst popełnić, nie da uniknąć się generalizowania. A jednak uzurpuję sobie prawo do jego napisania. Bo zetknięcie z tą jedną z najstarszych cywilizacji świata było dla mnie tak zadziwiające, że się po prostu muszę podzielić. 

O wyjeździe do Chin marzyłam od lat wielu, więc gdy się w końcu ziszczało, byłam zajarana jak gówniarz, wchodzący właśnie w 18-ty rok życia. Że wiesz, świat stoi przede mną otworem, że teraz to już dziać się będą same piękne rzeczy, że co za przygoda, i że w ogóle poznam samych przefantastycznych ludzi.

Na drugiego człowieka otwarta jestem bardzo. Uprzedzenia, rasizm, stereotypy – znam definicje, znam też przedstawicieli tego rodzaju poglądów, ale na tym moja znajomość tematu się kończy. Do Chin leciałam więc z otwartą głową i sercem, by dość szybko przekonać się, że…

Xi’an. Dzielnica muzułmańska.


ZA CO ZNIELUBIŁAM CHIŃCZYKÓW
czyli po czym poznasz przeciętnego mieszkańca Chin:

Powaga

Byłeś już kiedyś w Azji? Przyzwyczaiłeś się być tam przyjmowany serdecznym i szczerym uśmiechem? Przygotuj się na to, że Twoje dotychczasowe mniemanie o azjatyckiej ludności, pęknie jak bańka mydlana po wylądowaniu w Chinach. Tu nie witają Cię z otwartymi ramionami. Kompletny brak entuzjazmu na widok przybysza z Europy. I nawet jeżeli zechcesz złamać tę znieczulicę, posyłając Chińczykowi uśmiech jako pierwszy – nie licz na to, że go odwzajemni. Prędzej pospiesznie ucieknie wzrokiem niż podłapie temat. Coby się zbytnio nie spoufalić przypadkiem.

Brak delikatności

Choćbyś uginał się pod ciężarem plecaka, czekając na wejście do wagonu metra – Chińczyk Cię prędzej stratuje niż przepuści przodem. A jak już do tego stratowania dojdzie to j.w. – pospiesznie ucieknie wzrokiem, na znak, że Ciebie nie widzi. Chińczyk widzi tylko wolne miejsce w przedziale.
Nie pomoże Ci też przy wkładaniu bagaży na półkę. Ze względów oczywistych – musiałby się wówczas z tego swojego wywalczonego miejsca podźwignąć a to grozi przecież podsiadką przez innego zazymutowanego na siedzenie Chińczyka.


Hermetyczność

Przerzadko spotkasz się tu ze spontanicznym zagajaniem pt. Where are you from? How old are you? lub innymi tego typu. Chińczyk tradycyjnie będzie uciekać wzrokiem, żebyś – broń boże – nie przejął inicjatywy i sam o coś go nie zapytał. Zgoda, z reguły Chińczyk nie mówi po angielsku. Wielokrotnie odniosłam zatem wrażenie, że jego lęk przed werbalnym zbliżeniem – wynika właśnie z nieznajomości języka. Że zwyczajnie boi się zdemaskowania w temacie. Bo będzie mu wstyd. A Chińczyk jest przecież zbyt…

Dumny 

na to, żeby pozwolić sobie na wstyd. Ta duma blokuje go nawet przed zwykłym „przepraszam” w sytuacji, gdy dobrze wie, że dał ciała. Czyli na przykład wtedy, gdy Cię potrącił w drzwiach, próbował orżnąć na kasę czy gdy wydymał Cię w jakiś inny sposób (o czym możesz przeczytać tu).

Świnkowatość

Nagminnie charczy, pluje, beka, dłubie w nosie i w uszach. Ma zresztą do tych dłubawczych celów imponująco wyhodowane paznokcie. Gdyby ktoś spytał mnie, jaki dźwięk najbardziej kojarzy mi się z tym krajem, nie powiedziałabym, że jest nim jakiś rodzaj lokalnej muzyki, odgłosy samochodowych klaksonów czy melodie, puszczane przy okazji – jakże częste zjawisko! – ulicznej gimnastyki. Zdecydowanie postawiłabym na charczenie, którego ujściem jest wydalenie zalegającej w gardle flegmy. Gdziekolwiek. Na ulicy, w knajpie, w pociągu, whatever. Charczenie to element chińskiej kultury i nikogo – poza przybyszem spoza państwa środka – specjalnie to nie zajmuje.

Hałaśliwość

Bez najmniejszego zażenowania prowadzi głośne telefoniczne dyskusje i to w każdym miejscu, w którym mu akurat komórka zamryga. Zarówno w środkach komunikacji miejskiej, jak i w restauracji, pozornie wyglądającej na taką, w której „nie wypada”. OK, w świątyniach jakoś trzyma fason, ale krótko po wyjściu napieprzać będzie petardami, zupełnie, jakby musiał odreagować te pół godziny wcześniejszego milczenia. Taaaa, w chińskich miastach nieustannie słyszysz, jak ktoś nawala fajerwerkami bądź innym hucznym wynalazkiem. Dlaczego? Bo tak.
Chińczycy wymyślili zresztą podobno tzw. sztuczne ognie. Łażąc po ichniejszych ulicach, czemu towarzyszyło co-chwila-wzdrygnięcie, wywołane kolejnym hucznym pier*olnięciem – nie kwestionuję tematu.

Lama Temple


Luksusowość

Oczywiście nie jest to wywód w przedmiocie – mówiąc brzydko – chińskiej biedoty. Mowa o klasie przynajmniej średniej.
Wyposażenie chińskich pokoi hotelowych zawsze obejmuje mydełka, jednorazowe kapcie i szczoteczkę do zębów. I żeby nie było: nie spałam tam w miejscach ekskluzywnych, to nie w moim stylu.
Raz kiedyś poznaliśmy pewnego młodzieńca, który bardzo się poczuł do tego, ażeby pomóc nam znaleźć noclegownię w Xi’an. Był to sam początek naszego pobytu w Chinach, więc nie zdawaliśmy sobie sprawy, że rzeczywiście takiej pomocy możemy potrzebować. Kłopot polega na tym, że nie wszystkie hotele otwarte są na obcokrajowców. Ba, powiedziałabym nawet, że jest tego zdecydowana mniejszość.
Zważywszy na problemy językowe, z uwagi na które ciężko zrozumieć, czy recepcjonista odmawia Ci noclegu z powodu braku miejsc czy też może dlatego, że „sorry, tylko obywatele” – tak trochę opornie idzie spontaniczne szukanie wyra do przekimania. Wangxiaobo (imię młodego, jakby ktoś dociekał) ostro się zatem gimnastykował, próbując oszczędzić nam czasu na szukanie kwadrata. Zaliczyliśmy niemało fallstartów aż w końcu Wangxiaobo, odbywszy kolejną rozmowę telefoniczną, komunikuje, że nareszcie coś znalazł, ale… warunki tam kiepskie okrutnie. Pytamy, dlaczego? Bo nie ma szczoteczek do zębów…

Xi'an. Chiny
Baba i Wangxiaobo. W poszukiwaniu szczoteczek do zębów.

Bezbarwność

Chińczycy wyglądają właściwie tak samo. I niekoniecznie rozchodzi się o to, że ich rysy powodują, iż nietrudno jednego z drugim pomylić (notabene, gdy jesteś w Chinach – zaczynasz ich w końcu rozróżniać). Tu chodzi o kompletny brak indywidualizmu. Wszyscy mają te same buty, te same nakrycia głowy i telefony tych samych marek w rękach. Żadnej alternatywy, żadnego polotu, żadnego płynięcia pod prąd.
OK, zdarzają się rodzyneczeki. I wówczas wygląda to tak:

Pekin. Ludzie.


Pomysłowość

Jeżeli przebywasz w Chinach już czas jakiś, przez co wydaje Ci się, że złapałeś orientację w cenach, więc nie musisz każdorazowo pytać ulicznego sprzedawcy o cenę naleśnika, bo przecież wszędzie wołają mniej więcej tyle samo – jesteś po prostu w błędzie. Nie zapytasz przed sporządzeniem posiłku – Chińczyk zawoła 7 razy więcej niż wynosi stawka krajowa.
Jeżeli kupujesz bilet na metro – płać lepiej drobnymi. W przeciwnym razie może się okazać, że kasjerka, uprzednio chowając wręczony jej banknot do szuflady, będzie Ci wkręcać, że dałeś jej 10 a nie 50 yuanów.
Jeżeli Chińczyk mówi, że nie ma już dziś autobusów do Chińskiego Muru – zignoruj. Zwłaszcza, jeśli proponuje Ci przy tym podwózkę swoim prywatnym busikiem.


Sympatyk teorii: Umiesz liczyć – licz tylko na siebie

Wchodzisz do autobusu, rozglądasz się po bagażowych półkach i widzisz tam zupełnie bez sensu zainstalowane bambetle lokalsów. Tak wiesz, na zasadzie: wystarczyłoby, żeby któryś swoją walizę delikatnie przesunął a już masz gdzie umieścić swój plecak. No, ale takie numery to nie z Chińczykiem przecież. Chińczyk rozłożył się już na miejscu i ani mu w głowie się z niego unosić, żeby Ci trochę pomóc. Chcesz, żeby Chińczyk się podniósł? Poczekaj, aż przyciśnie go pęcherz. Wcześniej – nie ma opcji.

Siedzisz w restauracji, gdzie wszystkimi językami świata i desperacką gestykulacją, dajesz do zrozumienia, że nie wiesz, jak się zachować (ten pierwszy raz, kiedy masz do czynienia z shabu shabu). Po kwadransie dociera do Ciebie, że nawet kelnerów nie interesuje fakt, że nie wiesz, z czym to się je. Kelner podchodzi tylko, by przyjąć zamówienie, a gdy wyczuje, że nadal nie ogarniasz tematu – ucieknie, zanim zajdzie konieczność wytłumaczenia Ci, na czym zabawa z tym całym shabu shabu polega.

 

Niewybredność

Ilekroć będziesz świadkiem sytuacji, w której Chińczyk ogląda TV – możesz być pewien, że będzie to albo jakieś niewyszukane telewizyjne show albo serial typu Brzydula (w wersji rodzimej, Chińczyk szanuje bogactwa kulturowe swojego narodu). Będzie się przy tym skręcać ze śmiechu albo się wczuwać na maxa, bo film ten przecież ‚taaaaaki życiowy’.

Chińska rozrywka.

 

Jeżeli więc zasmuca Cię fakt, że w polskiej TV karmią Cię głównie rozrywką wątpliwej jakości – don’t worry, nie jest z tą Polską jeszcze tak najgorzej. W chińskich godzinach antenowego szczytu serwują bowiem tego rodzaju obrazki.

 

Nowoczesność

Jeżeli wywodzisz się z pokolenia, pamiętającego czasy zakupów na kartki, bądź jeśli jesteś jednostką, która niekoniecznie chciałaby żyć w krajobrazie rodem z filmów science-fiction – zrozumiesz, o co mi chodzi.

Szanghaj
Szanghaj. Chińczyk zwiedza miasto ze swoją video-dziewczyną.

Metro chińskie. Typowy obrazek.
Metro chińskie. Typowy obrazek.

Chińczyk jest postępowy. Chińczyk już dziś żyje w sposób, jaki oglądasz na filmach s-f. Video rozmowy zastępują mu normalną komunikację z człowiekiem. Najnowszy model ajfona wypiera każdy książkowy bestseller. Chińczyk ciśnie przez życie, otoczony animowanymi reklamami, wysoce zaawansowaną technologią i chmurami smogu, unoszącymi się nad miastem. Chińczyk zdaje się doskonale odnajdywać w tych okolicznościach przyrody. Bo dla Chińczyka liczy się coś, czego nie miał przez wieki. Dobrobyt.


Mój pobyt w Chinach ograniczył się do przejechania ledwie jakichś 5 tys. kilometrów. Mocno chciałam ogarnąć południe, będące zdecydowanie biedniejszą częścią kraju. Gwałtowne załamanie pogody, zdemolowało mi jednak plany i kręciłam się głównie po zamożniejszej północy. Coś mi wewnętrznie mówi, że gdybym do tego południa dobiła – niniejszy tekst mógłby wyglądać odrobinę inaczej. (czyt.: dam Ci znać, możesz być tego pewien)

29 thoughts on “Za co znielubiłam Chińczyków

  1. Świnkowatość ?dobre ? Ale, że tak centralnie harczą i plują gdzie popadnie? ?oblecha ? zdjęcia z telefonami w rekach mega! Jak klony normalnie!

    1. Ale że tak centralnie plują i charczą, gdzie popadnie, żadnego fantazjowania 🙂 Cóż, w gruncie rzeczy… da się z tym żyć 😉

  2. Charczenie, plucie i dłubanie w nosie? To jakbym czytała też o niektórych Wietnamczykach 😉 Mieliśmy okazję doświadczyć tych przyjemności w trakcie ostatniej podróży. Ogółem starałam się na to nie zwracać uwagi, ale w momencie gdy takie głośne charknięcie i splunięcie kierowcy (mam nadzieję, że przez okno…) następowało w nocnym autobusie, w którym wszyscy pasażerowie próbowali spać, to już było lekko irytujące… Co do pozostałych rewelacji – coś czuję, że Chiny chyba jeszcze nie są krajem na moje nerwy 😉

    1. Haha, to fakt! Na Chiny to trzeba mieć nerrrrwyyy 😉 I rzeczywiście nie są pierwszym krajem, w którym spotkałam się z dluuuugimi paznokciami, wyhodowanymi tylko w jednym, niespecjalnie apetycznym ;), celu. A jednak gdy poza tym ludzie okazują się być całkiem w porządku – spoglądam na takie akcje bardziej pobłażliwym okiem. No a w Chinach z tym „w porządku” bywało jednak różnie :/ 🙂

  3. Wiele elementów w Chinach bardzo mi odpowiadało, po dłuższym czasie coś, co na początku może nieco drażniło w ich zachowaniu, z czasem stało się już jakby zwyczajne. W zasadzie oprócz plucia wszem i wobec nic innego mnie jakoś nie raziło. 🙂 A swoją drogą ostatnio czytałam książkę „Chiny nie do wiary!” Kingi Lityńskiej, jej treść świetnie koresponduje z Twoim wpisem. 🙂 Zerknij do nie, jesli jeszcze nie czytałaś, będzie okazja do porównań. 🙂

    1. No wiesz…, do wszystkiego można się przyzwyczaić 😉 Domyślam się, że z czasem przywykłabym do całej masy chińskich zachowań, ale… czy zaczęłabym pałać wielką sympatią? Chyba nie będę ryzykować przeprowadzką, żeby się o tym przekonać 😉 Książki jeszcze nie czytałam, wielkie dzięki za polecenie! 🙂

      1. Dokładnie. Jeżeli wyszło tak, że Chińczycy nie chcą przyjmować obcokrajowców dla własnego ‚widzimisię’ to posypuję głowę popiołem.

  4. Nie zwiedziłam w Chinach wiele, znacznie mniej niż Ty, ale mam nieco inne wrażenia odnośnie tego, co napisałaś o „powadze” i „hermetyczności” (do której nota bene jestem bardzo przyzwyczajona, po wielu podróżach do Japonii). W Szanghaju, niby tym najbardziej „europejskim” mieście, gdy zboczyło się z jego wymuskanych uliczek i poszło bardziej w głąb, w miejsca pełne straganów z jedzeniem dla lokalsów, ludzie zagadywali do nas, pytali skąd jestesmy, częstowali jedzeniem, dzieciaki wariowały, chciały zdjęcia i pokazywały nam sztuczki. Odbierałam to raczej jako przejaw serdeczności i ciekawości – nie tylko marketing dla sprzedawanych rzeczy.
    Zaś co do metra się zgodzę – my się śmiejemy z babć o laseczkach, co nagle zdrowieją i pędzą przez pół tramwaju do wolnego miejsca, a w Chinach wszyscy tak robią. 😛

    1. Ależ oczywiście, że zdarzały nam się również miłe incydenty 🙂 Stąd też zaznaczyłam w treści, że nie da się stworzyć takiego tekstu bez generalizowania. Porównując jednak Chiny do innych azjatyckich krajów, które było mi dane odwiedzić – tych miłych chwil było w Państwie Środka znacznie mniej (w Japonii nie byłam – m.in. dlatego, że domyślam się, iż jest tam bardzo podobnie. Po Chinach się tego zwyczajnie nie spodziewałam). Co do Szanghaju się zgodzę – jakby inna bajka.

  5. Hah, no tak – zazwyczaj znacznie przyjemniej się takie rzeczy czyta, niż doświadcza na własnej skórze. Z tym indywidualizmem to wiesz, filozofia konfucjańska – najważniejsze jest wtopić się w ogół, iść pod prąd lub wyróżniać się nie wypada (jest to źle widziane). Kiedyś, po zaliczeniu ciężkiego szoku kulturowego w Japonii, koleżanka poleciła mi lekarstwo – jedź na tydzień do Chin, a jak wrócisz, to będziesz błogosławić Japończyków, że są jacy są 😉

    1. Poważnie z tą Japonią?? Dobrze, że mówisz, bo – sądząc, że w Japonii ‚dzieje się jeszcze bardziej’ – położyłam już na nią kompletny krzyżyk 😉

  6. Marta, moja mama w tym roku była dwa tygodnie w Chinach i jak mi opowiadała to stwierdziła ze dla niej Chińczycy byli bardzo mili. Dużo się uśmiechali, byli serdeczni, szczególnie kobiety.

    1. Podróżowała na własną rękę? Bo wiesz, to stanowi jednak o sprawie…
      No i, raz jeszcze, ten tekst to uogólnienie :), z którego jednak się nie wycofuję, bo w moim odczuciu Chiny (pod względem ludzkich zachowań) wypadają blado na tle innych Azjatów, serio.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *