Litwa, Łotwa i Estonia – o tym, jak to ogarnąć w tydzień


Zagnało mnie tam z trzech powodów. Pierwszym była chęć zdobycia najwyższych szczytów państw nadbałtyckich (o przyczynach możesz poczytać w tym miejscu). Drugim – zorganizowane mojej Dadze Sylwestra, jakiego jeszcze nie miała (o tym z kolei tutaj). Trzecim – ziszczenie marzenia w postaci samotnej podróży. No dobra, był jeszcze czwarty – uwielbiam wyjeżdżać. Gdziekolwiek.


Pomysł zrodził się wraz z odkryciem, iż dni świąteczno-noworoczne układają się w tak fantastyczny sposób, że wystarczy poświęcić 3 dni urlopu, żeby mieć dekadę wolności. Odkrycia dokonałam dość późno, więc nie było czasu na jakieś specjalne przygotowania. Nawet zamówiony na allegro przewodnik nie zdołał dotrzeć na czas. No nic, jedziemy na czuja, w drodze coś się wymyśli.

Ponieważ akcja toczyła się porą zimową, dni były mega krótkie. Najbardziej odczułam ten motyw w Estonii, gdzie słońce budziło się o 9 a.m. i uciekało wraz z wybiciem 15-tej. Mocno trzeba się było gimnastykować, żeby mieć coś z tzw. dnia.

Dość szybko przyszło także zastanowienie:


No super Baba, masz urlop, masz niby-plan, ale czasu jakby maławo.


I tak się przejęłam tematem, że ogarnęłam go w ciągu tygodnia!
Nie będę opowiadać Ci o tym, jak się przy tym zniszczyłam fizycznie. Zwłaszcza, że lubię się nie oszczędzać w podróży. Opowiem Ci o tym, jak sprytnie to sobie wykombinowałam.
Założeniem była realizacja trzech podstawowych punktów programu. W każdym z krajów miałyśmy zaliczyć:

  1. jego najwyższy szczyt,
  2. jego stolicę,
  3. spacer na łonie natury.

Idea okazała się być fantastyczna. Głównie dlatego, że dało się ją wdrożyć w życie. I to bez pozostawiania po sobie wrażenia utraty czegoś wielkiego. Do domu wracałam z poczuciem świetnie wypełnionej misji i przeświadczeniem, że spokojnie mogę popełnić ten tekst. Przeświadczenie trzyma mnie do dziś, zatem s’il vous plait


Zimą


Wprawdzie utarło się, że do wszystkich krajów najlepiej uderzać porą letnią, ale ja utrzymywać będę, że być tam porą zimową ma niepodważalne zalety. Po pierwsze: jest taniej. Znacznie. Czasy, gdy Polacy jechali na Litwę za tańszą wódką i chlebem zakończyły się wraz z przyjęciem przez kraje nadmorskie waluty euro. Teraz to oni przyjeżdżają do nas. Nie tylko ze względu na wódkę.
Zimowy podbój litewsko-łotewsko-estońskich terenów jest opcją najbardziej korzystną cenowo głównie ze względu na noclegi, których stawki spadają wówczas o przyjemną dla portfela ilość eurasi. Pamiętasz historię chaty, w której spałam za 56 zyla? W sezonie, chcąc mieć ją na wyłączność, zapłaciłabym 250 zł. W gruncie rzeczy była to bowiem chałupa do wspólnego użytkowania. Tyle, że jakoś nikomu – poza Babą – nie przyszło do głowy leczyć sylwestrowego kaca na łotewskiej wsi.

I tu przechodzimy do esencji zagadnienia: zimą nie ma tłumów. Powiedzieć, że stolice świecą pustkami, byłoby lekką przesadą, ale i też nie jest tak, że człowiek na człowieku, problem ze zrobieniem kameralnego zdjęcia i ogólna szturchanka.


WILNO

Wileńska starówka wpisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Urokliwe uliczki, barokowe zabytki i wiele polskich akcentów.


Polska Galeria Artystyczna Znad Wilii

Stare Miasto w Wilnie
Nasi tu byli!

Najbardziej poruszył mnie moment, w którym usłyszałam polskie mszalne śpiewy, z tym charakterystycznym, kresowym, „ł” w wymowie. Z reguły zwiedzanie świątyń mnie kompletnie nie kręci, ale wtedy zatrzymałam się na dłuższą chwilę. Wprawdzie na kościelnej klatce schodowej (psów jakoś w takich miejscach nie akceptują), ale nawet ona zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Nieodnowione ścienne obrazy, pamiętające historie, o których opowiadał mi dziadek. No i ten śpiew. Dreszcze przechodziły po plecach.


Kościół św. Ducha w Wilnie.
Płyta pamiątkowa na ścianie kościoła św. Ducha w Wilnie. W 1993r. Jan Paweł II spotkał się tu z naszymi rodakami.

Stare Miasto w Wilnie.

Stare Miasto w Wilnie.

Wilno, ul. Literacka.
ul. Literacka. Najurokliwszy zaułek Starego Miasta, moim skromnym.
Wilno, ul. Literacka.
To właśnie przy niej mieszkał Adam Mickiewicz.

Wilno, Stare Miasto.

Wilno, Stare Miasto.

Wilno. Plac Katedralny.
Plac Katedralny.

Wilno, Stare Miasto.


Nie takie Wilno klawe…

Jakkolwiek Wilno ma swój urok – tak to właśnie ono wywołało we mnie chęć jak najszybszego powrotu do domu. Z jednej strony było to spowodowane zmęczeniem sięgającym zenitu (Wilno zostawiłyśmy sobie na koniec), z drugiej – faktem, iż to sami Litwini raczyli mnie ze swojego kraju wyprosić.


Awantura o peta…

Rzecz miała miejsce na jednym z podwórek, w które bardzo się lubię zapuszczać. Slumsowata, fotogeniczna sceneria, te sprawy. Pod kamienicą siedzą litewskie kobiety. Jarają fajki i wydają się być pogrążone w dyskusji.  Przy okazji obfotografowywania terenu wykonuję jeden, kluczowy, ruch. Rzucam peta na litewską ziemię. Nim się zdążę obejrzeć, już jestem okrążona wianuszkiem krępych kobiecin, nakazujących naprawić swój błąd. Ani myślę negocjować w temacie, ale że ciemno to peta nie widać. Wskazują na mój telefon, którym mam sobie glebę podświetlić. Po załączeniu latarki oczom naszym ukazuje się dywan niedopałków. Kobiety robią się coraz bardziej nerwowe a moja prośba o pomoc we wskazaniu kości niezgody wywołuje u nich jeszcze większą agresję. Staram się na spokojnie. No przepraszam, mam dobre intencje, zwyczajnie nie rozpoznaję. Tu leży jeden, tu drugi, tu jedenasty a tu o, czterdziesty piąty papieros! Nie wiedzieć czemu Litwinki nie wierzą moim dobrym intencjom i zaczyna się wrzask. Nie bardzo rozumiem, co krzyczą, ale Paszła suka!!! to nie mam wątpliwości, co może oznaczać. No to się zaczynam oddalać. Bez peta, więc jedna z Litwinek udaje się za mną w pościg. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że tylko wkroczenie do akcji bardziej stabilnej emocjonalnie koleżanki, ratuje mnie przed litewskim oklepem. 



Bo Litwini nie lubią Polaków?

Przed wyjazdem na Litwę wolna byłam od jakichkolwiek uprzedzeń. Oczywiście wiedziałam, że mówi się, iż Litwini nie lubią Polaków, ale granicę polsko-litewską przekraczałam z czystą kartą w zwojach mózgowych. Niestety, z każdym kolejnym kontaktem z lokalnymi, zaczynałam dawać wiarę legendom o nich krążącym. O ile Litwinki z wileńskiego podwórka nie mogły mieć 100% pewności, że jestem Polką, o tyle sytuacja z poniewieskiego hotelu, w którym doświadczyłyśmy wyjątkowo chłodnej obsługi i rozmaitych akrobacji w kontekście oskubania nas z kasy – dała już do myślenia.

A może nie o polskie pochodzenie tu chodzi? Może Litwini z natury są narodem hermetycznym, powściągliwym i rzadko się uśmiechającym?


RYGA

Ryską starówkę szanuję najbardziej. Niewielka (zajmuje tylko 0,6 km² miasta), ale z dobrym jajem. Zacznę może jednak od aspektów wznioślejszych: średniowieczne kamienice kupieckie, strzeliste wieże gotyckich kościołów, budynki dekorowane motywami baśniowymi i abstrakcyjnymi. W Rydze po prostu jest ładnie. Do tego – już mniej wzniośle –> starówka upstrzona jest masą klimatycznych knajpek, prowokujących do uskutecznienia łotewskiego clubbingu. Bardzo Rygę polecam. Chociaż na weekendowy wypad.


Ryga, Stare Miasto.

Ryga, Stare Miasto.

Ryga, Stare Miasto.
Plac Ratuszowy.
Stare Miasto w Rydze.
Ryga również znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Ryga, Stare Miasto.

Ryga, Stare Miasto.


TALLIN

Estońska starówka dzieli się na dwie części: Górną i Dolną. Obie otoczone są najdłuższymi w Europie murami obronnymi. Symbolem górnej części jest wzgórze zamkowe Toompea, z którego rozpościera się widok na resztę tallińskiej starówki. Warto tu dotrzeć, acz dolna część kryje w sobie więcej uroku. Bo znów: wąskie, brukowane uliczki, gotyckie kościoły, mury, baszty i ogólnie teoretycznie jest na czym oko zawiesić. „Teoretycznie”, bo Tallin mnie jakoś nie urzekł. Nigdy nie byłam w Finlandii, ale przechadzając się po labiryntach tallińskich uliczek, miałam wrażenie, jakbym właśnie gościła u Finów. Nie wykluczam, że gdybym już się w tej Finlandii znalazła – całkiem by mi się spodobało, ale czując jej wpływ na estońskiej ziemi, miałam jakiś wewnętrzny zgrzyt. Nie pytaj, o co mi chodzi, bo chyba głównie o to, że Tallin jest zbyt czysty i nowoczesny a to nie jest prawdopodobnie argument, który do Ciebie przemówi.


Tallin, Stare Miasto.
Sobór św. Aleksandra Newskiego.
Tak, Tallin też na liście UNESCO.

Tallin.

Tallin, starówka.

Tallin, Stare Miasto.


Na łonie przyrody…

Przemierzając przez tereny Litwy, Łotwy i Estonii, nie sposób nie dostrzec, że dominującym elementem krajobrazu jest las. Zajmuje on aż  44% łotewskiej powierzchni. Atrakcyjne miejsce do pospacerowania znajdziesz zatem bez trudu. Urzekającej urody parki krajobrazowe, narodowe i rezerwaty przyrody – to wręcz wizytówka naszych wschodnich sąsiadów.

Cechą charakterystyczną są też malownicze wioski, z urokliwymi domkami, stanowiącymi ich znak rozpoznawczy.



Jeziora, rzeki, wzgórza i łąki. I – grzechem byłoby nie wymienić, skoro rozprawiamy o nadmorskich terenach – plaże. Brzmi nieźle, prawda?
Otóż w praktyce wszystko wygląda dosyć ponuro. Ma to swój klimat, ale na dłuższą metę człowiek przestaje płakać nad szybko kończącym się dniem. Nie sposób pozbyć się bowiem wrażenia, że podróżując głównie po zmierzchu, niewiele się traci z widoków, ot co.

Ale!

Nie zapominajmy o tych najwyższych szczytach!
Tak, heheszkuję trochę, bo pagórki o wysokości +/- 300 m nie gwarantują ani spektakularnych pejzaży, ani choroby wysokościowej, ani nawet jakichś wymagających tras, ale dla wszystkich, którzy czają się na Koronę Europy, wspomnienie o ich istnieniu jest oczywistością. Najwyższe szczyty Litwy, Łotwy i Estonii – klikaj, Przyjacielu!


A na wypadek, gdyby pseudo górskie tematy średnio Ciebie kręciły…


PARK NARODOWY LAHEMAA

W Estonii prędzej zawitasz na północ niż na południe (w końcu: Być w Estonii i nie widzieć Tallina…), więc nie zmarnuj tej szansy. Lahemaa Rahvuspark leży tylko 70 km od stolicy a zdecydowanie wart jest nadłożenia drogi. Oferuje piękne lasy, plaże, jeziora, rzeki i… bagna. Tak, bagna. To właśnie ten czynnik wciągnął przyciągnął nas do Lahemy najbardziej. Gwoździem programu miała być drewniana, ok. 3-kilometrowa kładka, poprowadzona przez tereny bagienne.

Lahemaa Park zajmuje powierzchnię 725 km², więc trochę se błądziłyśmy. Sytuację uratowało spotkanie rozbawionych moją dezorientacją Estończyków, którzy wklepali mi w nawigację dwa słowa: Viru Raba. GPS zaprowadził nas wprawdzie pod tabliczkę z tą nazwą, ale zabrakło tam cywilizowanego parkingu. Spoko, nic się nie dzieje, wszak nie jesteśmy jeszcze u celu. Cisnę bezmyślnie dalej – tak przejęta faktem, że jeżdżę po lesie, iż nie zauważam dość istotnego w całej sprawie znaku.


Park Narodowy Lahemaa, Estonia.


Szybko okazuje się, że nie stał tam przez przypadek. Kilka minut później jadę „drogą” otoczoną samymi bagnami. Normalny człowiek to by w tej chwili zawrócił, ale Baba ma ubzdurane, że skoro Zdzisia każe jechać dalej to pewnie kieruje bezpośrednio pod kładkę. Yhy. Niedługo potem, na ścieżce przeobrażonej w mega już podmokły teren, zaczynam zawracać. Jako, że manewr ten wykonuję gdzieś tak na czterdzieści sześć razy – ogarnia mnie lekka panika. Tym bardziej, że wspomnienie zawracania na łotewskiej drodze jest jeszcze dość świeże. No, ale – jak się czytelnik domyśla – wybrnęłam. Lucky me, bo szanse, że w razie niemca ktoś by tamtędy przejeżdżał, były raczej znikome.


W poszukiwaniu zaginionej kładki…


Auto zostawiam na wymyślonym naprędce parkingu.



Pogodzona z utratą tej cholernej kładki, postanawiam uskutecznić sobie zwykły spacer. Widoki szybko przynoszą pocieszenie.


Park Narodowy Lahemaa, Estonia.

Park Narodowy Lahemaa.

Park Narodowy Lahemaa.

Park Narodowy Lahemaa.

Park Narodowy Lahemaa.
Tak miała wyglądać ta kładka?

Tereny są tak mroczno-zachwycające, że na powrocie ignoruję ścieżkę, prowadzącą do mojego prywatnego parkingu, i cisnę z Dagusią dalej. To słuszne posunięcie, bo już po jakichś 2 km walkingu naszym oczom ukazuje się TO:


Viru Raba, Lahemaa.


Pierwszy, wcale nie krótki, odcinek kładki, trochę mnie rozczarowuje. Ja tu liczyłam na jakieś jest ryzyko = jest zabawa, tymczasem wokół promenadki niemal wyłącznie suche tereny. No ściema – myślę sobie. A legendarna kładka typowo turystyczną zagrywką!
Ostatni kilometr drewna daje mi lekcję pokory. Łooo matko, cóż to są za emocje! W tym miejscu przypomnę, że towarzyszy mi pies. Pies, który – i owszem – boi się wody, więc po kładce idzie jak baletnica, ale jakieś ryzyko, że mu się z nagła łapa osunie – istnieje. Zabezpieczenie psa smyczą jest średnim pomysłem, bo w razie wypadku, wylądowałybyśmy w tych bagnach obie. Napięcie takie, że podekscytowanie sięga zenitu. Moje, bo – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – lubię się bać. Dagi – bo ma zabawę na swoistym torze przeszkód. Ale oddycham z ulgą, gdy jest już po wszystkim. Jest to jednak ulga z gatunku: udało mi się bezpiecznie zejść z sześciotysięcznika, więc bardzo polecam!


Viru Raba, Lahemaa.

Lahemaa Rahvuspark.

Viru Raba, Estonia.

Viru Raba, Park Narodowy Lahemaa.

Viru Raba, Park Narodowy Lahemaa.

Viru Raba, Park Narodowy Lahemaa.


JURMAŁA

Na Łotwie postawiłyśmy na plażing. Wprawdzie dzikie plaże, znajdujące się na terenie estońskiej Lahemy, wydawały się być bardziej godne uwagi, ale ograniczenie czasowe przepędziło nas nad wodę łotewską.

Jurmała to najbardziej znany nadmorski kurort kraju. Wydawać by się mogło, że fakt ten powinien o czymś świadczyć, tymczasem to, co udało nam się zobaczyć, na łopatki nie rozłożyło. O atrakcyjności miejsca stanowiły tylko wypasione hotele, bo sama plaża… no cóż… O tym, że daleko jej do rajskich klimatów, wspominać jakby nie muszę, ale że Jurmała może polskim plażom piaski lizać – nie omieszkam podkreślić. Bądź co bądź, miejscu dodawały uroku metalowe konstrukcje, które zasadzał jeszcze pewnie sam Anatolijs Gorbunovs


Jurmała, Łotwa.
służące dzieciom do gry w piłkę
Jurmała, Łotwa.
lub do innych harców.

Jurmała, Łotwa.

Jurmała, Łotwa.

Jurmała, Łotwa.


AUKSZTOCKI PARK NARODOWY

Północno-wschodnia część Litwy. Jest pierwszym utworzonym parkiem narodowym kraju (1974r.) i pozostawał nim aż do roku 1991, kiedy to powstały cztery kolejne. Ale nie jego pierworodność ma Ciebie tutaj przyciągnąć. Auksztocki Park Narodowy to mnogość przeładnych lasów, których ścieżki prowadzą do jezior i urokliwych wsi. Żałuję, że miałyśmy tak mało czasu. Bardzo lubimy z Dagą celowo gubić się w lesie a Auksztocki jest do tego rodzaju hobby terenem wręcz idealnym.


Auksztocki Park Narodowy, Litwa.

Auksztocki Park Narodowy, Litwa.

Auksztocki Park Narodowy, Litwa.

Auksztocki Park Narodowy, Litwa.


And the winner is…

W świadomości wielu Polaków (luz, w mojej też) Litwa, Łotwa i Estonia jawią się w kategoriach pewnego rodzaju całości. Podobni ludzie, podobne krajobrazy i jedna waluta. Mogłoby się zatem wydawać, że ciężko wskazać jednoznacznego faworyta. A jednak nie. Najcieplejszym wspomnieniem zdecydowanie obdarzam Łotwę. I owszem, doceniam, że w każdym z trzech krajów spotykałam się z bardzo przychylnym nastawieniem do mojego psa (właściciel estońskiej chaty, w której nam przyszło nocować, z troską pytał nawet, czy dać psu kolację). Szanuję litewską historię i z chęcią bym na te ziemie wróciła. Choćby po to, żeby zobaczyć Górę Krzyży czy Mejszagołę – miejsce, z którego pochodził mój dziadek (miałam to w planach, lecz akcja z litewskimi babami tak mnie zmęczyła, że odłożyłam na next time).
Ale to na Łotwie było mi najbardziej swojsko, spotkałam najmilszych ludzi i miałam najwyrazistsze przygody (niekiedy mrożące krew w żyłach, ale o to chodzi przecież). No i ta ryska starówka… Wbiję tam kiedyś na clubbing na pełnej!


Byłeś? I co? Litwa, Łotwa czy Estonia? 


 

4 thoughts on “Litwa, Łotwa i Estonia – o tym, jak to ogarnąć w tydzień

  1. Ekstra. Do Litwy i Łotwy wybieram się w czerwcu (pod warunkiem, że powieje pomyślny wiatr). Jednak mam ograniczenie od odwiedzenia miast portowych. Nie wykluczone, że kiedyś i w inne rejony się wybiorę. 🙂

  2. Też kiedyś zaliczaliśmy Wilno, Rygę i Tallinn. Im dalej na północ tym drożej! Strasznie drogo pamiętam było w tym Tallinie! A najbardziej podobała mi się Ryga, choć łotewskiego to prawie tam nie słychać, głównie Rosjanie.

    A za to rzucanie petów na ziemię też bym Cię pogoniła 😉

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *