Portugalia to kraj, o którym marzyłam od wieków. A właściwie to nie. Marzyłam głównie o Lizbonie. Cała reszta miała się dziać przy okazji, choć nadzieja, że kraj znajdujący się na końcu Europy musi kryć w sobie rzeczy unikalne, graniczyła z pewnością.
Portugalia to także pierwsze z miejsc, które odwiedziłam w pełni samotnie, więc na pewno zostanie w mojej pamięci na dłużej. Ale czy tylko dlatego? Let me think…
LIZBONA
Bywałam już w miejscach, do których wzdychałam przez lata a które – gdy już się z nimi stykałam – zwyczajnie rozczarowywały. Czasami tak się dzieje, gdy marzysz za długo i w ogóle się za bardzo nakręcasz. Rzeczywistość może okazać się nie być tak kolorowa, jak to sobie w głowie układałeś przez lata i… klops.
W przypadku Lizbony tak się, na szczęście, nie stało. Lizbona jest boska. Lizbona ma jajo. Lizbona to miejsce, którego nie można w Portugalii przegapić.
Tryliony starych, odrapanych kamienic.
Miliony dobrego graffiti.
Masa dobrych knajp.
Labirynty brukowanych uliczek.
Żółte tramwaje.
Azulejos.
Fado.
Rzeka Tag.
I parki.
Wspomniałabym także o niezliczonej ilości kościołów, ale że średnio mi to pasuje do sformułowania „jajo” to sobie odpuszczę. Anyway, jeżeli lubisz tego rodzaju przybytki – będziesz zadowolony.
PORTO
Największy konkurent stolicy. Coraz częściej spotkać się można z rozprawianiem o jego wyższości nad boską Lizbonką. Ja pod tą tezą się nie podpisuję, ale nie będę Ci Porto odradzać. Wręcz przeciwnie. Warto tam spędzić chwil więcej niż kilka. Dlaczego?
Douro
Druga, zaraz po lizbońskiej Tag, najdłuższa portugalska rzeka. Miasto leży w jej ujściu, co zostało sprytnie przez włodarzy wykorzystane. Nadrzeczną promenadę zdobi niezliczona ilość kafejek, restauracji i knajpek. To tu porto leje się strumieniami. To tutaj dzieje się życie.
W Porto dotkniesz (prawie!) wszystkiego, czym kusi Lizbona. Odrapane kamienice i wąskie strome uliczki to wizytówki miasta. Podobnie jak w stolicy, jest więc gdzie sobie pobłądzić.
Czy wiesz, że?
Początkowo miasto nazywało się „Cale” (po grecku: pięknie), potem do nazwy dodano przedrostek „portus” (port). Tak zrodziło się „Portucale” a w ślad za tym pomysł na „Portugalię”.
CABO DA ROCA
Miejsce dla tych, których kręci wszystko z gatunku „naj”. Najbardziej pochylony budynek, najwyższy wieżowiec, najbrzydsza plaża czy najwyższy szczyt świata. O ile ostatnie średnio jest dostępne dla mas, o tyle Cabo da Roca, jako najdalej wysunięty na zachód punkt Europy kontynentalnej, ugości Cię bez żadnych zastrzeżeń.
Na Cabo da Roca spacerowałam wśród tłumu Chińczyków i walczyłam ze straszliwym wietrzyskiem, ale mimo tych niedogodności czułam się po prostu… fajnie. Gdzieś tam należę do tych odhaczających „naj”, więc miałam poczucie, że znajduję się w miejscu szczególnym. Dodatkowo to właśnie tam – dzięki obecności rzeczonych Chińczyków – wyzbyłam się wstydu, związanego z robieniem sobie fotek z ręki, gdyż mieszałam się z identycznie działającym tłumem.
Czy wiesz, że?
- Do XIV wieku wierzono, że Przylądek Cabo da Roca to nie tylko koniec Europy, ale i koniec świata.
- W 2014r., na oczach własnych dzieci, zginęło tu młode polskie małżeństwo. Jak dotąd nie wyjaśniono, czy przyczyną była daleko idąca nieostrożność naszych rodaków czy może w upadku z klifu pomógł im silnie wiejący wiatr. Tak czy inaczej – zwiedzając to miejsce – pamiętaj, że mimo, iż nie jest to „naj” z gatunku najwyższa góra świata – wysokościówka może Cię dopaść w inny, nieprzyjemny, sposób.
PENICHE
Nieplanowany przystanek na trasie. A gdzie spontanicznie nie przysiąść, jak nad błękitną i wzburzoną wodą? No dobra, w górach, ale że to w Portugalii poszło mi opornie to zesjestowałam się w oceanicznych okolicznościach przyrody.
Miałam tam swoją pustkę i ciszę. Fakt, iż do Peniche trafiłam poza sezonem, na pewno nie pozostawał bez wpływu, ale podobno nawet w połowie lipca można tam wyrwać bezludne fragmenty plaży.
Peniche to także raj dla surferów. To właśnie tutaj odbywają się mistrzostwa świata w żeglarstwie i windsurfingu.
AVEIRO
Świetna baza wypadowa do plaż Barra i Costa Nova. Ale wcale nie z uwagi na plaże Ci o tym mieście wspominam. Głównym powodem jest fakt, że Aveiro to taka portugalska Wenecja. Podejrzewam, że nazywana w ten sposób odrobinę na wyrost (w Wenecji nie byłam, ale znam kogoś, kto był i kto pokazywał mi zdjęcia), lecz z czystym sumieniem polecam.
Mimo, iż Aveiro jest 75-tysięczną metropolią to na jej wizytówkowym obszarze – nie odczujesz. Jak na Wenecję przystało – miasto poprzecinane jest siecią kanałów, upstrzonych kolorowymi łodziami i otoczonych malowniczą zabudową starych kamienic. Jest miło i nienachalnie.
PARK NATURALNY SERRA DA ARRÁBIDA
Jeden z głównych czynników, z uwagi na który ludzie bukują bilety do Portugalii. Ocean.
Plaż w Portugalii mają bez liku. Ktoś kiedyś wyliczył, że jest ich aż 315. Innymi słowy – gdybym miała Ci je wszystkie pokazać – musiałabym najpierw udać się na roczny urlop, więc może innym razem.
Dziś o plaży, uznawanej za jedną z najpiękniejszych w Portugalii. Portinho da Arrábida. Znajduje się na Półwyspie Setúbal, ok. 60 km na południe od Lizbony, w pobliżu wioski Portinho da Arrábida. Otacza ją pasmo wzniesień, więc całość stanowi typowo śródziemnomorski krajobraz. Plaże, leżące na terenie Parku Serra da Arrábida (poza Portinho godnymi uwagi są Figueirinha i Galapos) to także dobry temat dla pasjonatów nurkowania – oceaniczne żyjątka są tu pod ścisłą ochroną.
Szczególnie przypadł mi do gustu tamtejszy punkt widokowy i był to jeden z tych nielicznych momentów, kiedy plułam sobie w twarz, że do Portugalii poleciałam solo. Selfie stick nie ogarnął tam zdjęcia, jakie widziałam oczyma wyobraźni. Zakładając więc, że uderzysz tam z towarzyszem podróży – nie zmarnuj tematu tej drewnianej kładki!
ALTO DOURO
Kolejny z czynników, przyciągający tłumy na koniec Europy. Wino.
Alto Douro to rejon, ciągnący się wzdłuż rzeki Duero. Ja poruszałam się tam samochodem, ale jako, że obszar zajmuje aż 25000 ha – możliwości eksploracji terenu jest kilka. Możesz na przykład złapać pociąg, jadący wzdłuż rzeki albo wbić się na statek, obsługujący turystów. A pływać jest po czym, bo rzeka liczy sobie 900 km długości. Jej bieg rozpoczyna się w hiszpańskim masywie Sierra de Urbión a kończy w Porto, gdzie wpływa do Oceanu Atlantyckiego. Przez obszar Alto Douro wije się niczym wąż, uciekający od najbardziej zalkoholizowanego odcinka kraju. Odcinek ten to kolebka portugalskiego porto.
VISEU
Miejscowość złapana na drodze do pasma górskiego Serra da Estrela. Nocleg w samym centrum górskiej krainy byłby zapewne bardziej bajeczny, ale ceny takich noclegów do bajecznych już nie należały. Viseu było więc kompromisem – 50 km od Torre, cieplej niż na wyżynach i – wiem, to może zadziwiać – portugalsko bardzo. Viseu to miejsce, którego stare miasto obejdziesz w ciągu godziny, zażywając w tym czasie wszystkiego, co portugalskie. Masz tu i charakterystyczne kamienice, i azulejos, i zabytkowe kościółki. Taka Portugalia w pigułce. Choć całkiem niemała ta pigsa, bo miasto zajmuje powierzchnię 507 km².
SERRA DA ESTRELA
Czyli to, co Baba lubi najbardziej. Góóóóóóryyyy…
Szkoda tylko, że w Portugalii widziała ich tyle, co nic.
I wcale nie dlatego, że jest ich tam jak na lekarstwo, bo pasmo górskie Serra da Estrela to obszar, liczący sobie 101 000 ha, lecz dlatego, że prawdopodobnie trafiła tam w pogodę najgorszą z możliwych.
Wprawdzie mój plan konsumpcyjny Korony Europy był nie do zrealizowania w tym miejscu (najwyższy szczyt kraju znajduje się na Azorach), ale zdobycie najwyższego szczytu Portugalii kontynentalnej jawiło mi się w kategoriach całkiem przyjemnej rozgrzewki. Niestety, Portugalia zaskoczyła mnie niczym polska zima, rokrocznie zaskakująca polskich drogowców. I tu możesz nazwać mnie ignorantką, bo serio nie ogarniałam, że w końcówce marca mogą dziać się w tym kraju takie rzeczy.
Rok wcześniej próbowałam zdobyć polską Śnieżkę. Problemy zaczęły się gdzieś na wysokości 1300 m. No nie dało rady ich przejść. Ale, na boga, to Polska! Już na dole termometr straszył ujemną temperaturą, więc nie byłam zdziwiona, że wyżej ostrzeżenia lawinowe i generalnie schody. Po Portugalii spodziewałam się jednak czegoś łagodniejszego. A tu dupa. Okazuje się, że nic nie wiem o górach.
Ostatecznie zdecydowałam się zdobyć Torre na czterech kołach. Bo tak, na najwyższy szczyt Portugalii kontynentalnej (1993 m n.p.m.) możesz zajechać autem. Rzecz to przefantastyczna, o ile masz możliwość jednoczesnego ogarniania górskich pejzaży. Gorzej, jeśli nie widzisz nic a właśnie tak to +/- wyglądało w moim przypadku.
O moich samochodowych przygodach pisałam na blogu już wielokrotnie (ma się to szczęście do pakowania się w tarapaty na drodze), ale – uwierz – mało co tak mi zmroziło krew w żyłach, jak podjazd pod Torre. Więcej o tym przedsięwzięciu przeczytasz poniżej a ja tylko proszę – jeżeli dane Ci było ogarnąć wzrokowo portugalskie góry – opowiedz mi o tym w komentarzu, plzzzzz…
Podsumowując
Baba nie powie Ci, że Portugalia jest najwspanialszym krajem na świecie. Że zobaczyła tam miejsca, o których nawet nie śniła. W dużej mierze dlatego, że wciąż jest tą samą pierwotną Babą, która piękno dostrzega w azjatyckich spracowanych dłoniach. W afrykańskich dzieciach, bawiących się na podwórku kawałkiem opony. W krowach, pasących się na hinduskiej plaży. Albo – najcudniej! – w dzikiej przyrodzie.
Kraj wielkich odkrywców był dla mnie czymś europejsko-zwyczajnym. Choć w nie do końca oczywisty sposób. Jest tam bowiem coś, co czyni to miejsce innym od reszty Europy. To namacalna starość, z której wyczytać możesz więcej niż z przewodnika. I do której się z sympatią uśmiechasz.
Chcesz śledzić babskie podróże? Chodź TUTAJ.
Świetna podróż musiała to być! Super! 🙂 Portugalię kiedyś odwiedzę na pewno…
Świetne krajobrazy, Portugalia na pewno jest bardzo atrakcyjna dla turystów:-)
Jako nieuleczalnego górołaza, najbardziej zainteresował mnie Torre. 😀 Wiem, co czułaś… Ostatnio specjalnie jechałam na wschód słońca na Babiej Górze po to, by zobaczyć… nic. 😀
Byliśmy w tym roku w Portugalii, zwiedziliśmy Lizbonę i Sintrę. Bardzo mi się tam podobało 🙂 W jednym i drugim mieście po prostu się zakochałam. Niestety nie mieliśmy czasu jechać na Cabo da Roca ani do Porto… Mam nadzieję niedługo wrócić do Portugalii i nadrobić te zaległości. Jest tam jeszcze tyle miejsc wartych zobaczenia 🙂
Portugalia jest pięknym krajem o wielu twarzach.
Widzę, że podróżowałyśmy mniej więcej tym samym szlakiem;) Tylko, ze ja w lecie wiec i widoki inne. Piękne wspomnienia – Portugalia to piękny kraj, jeszcze niezadeptany przez turystów z bardzo sympatycznymi i pomocnymi ludźmi (jedynie na drodze odzywa się w nich diabeł)